Do tej grupy zaliczają się zakazy mające swe źródło w wierzeniach religijnych, magii, strachu i przesądach. Są one, według S. Widłaka, wynikiem dawnego przekonania o ścisłym związku między słowem a osobą czy rzeczą, którą to słowo określa. A gdy chodzi o istotę nadnaturalną, dobrą czy złą, życzliwą czy niebezpieczną, gdy chodzi o zwierzę dzikie, drapieżne lub w takim czy innym sensie niebezpieczne, gdy chodzi o chorobę lub śmierć, trzeba być bardzo ostrożnym (S. Widłak 1963: 93 – 94).
Anna Dąbrowska zalicza tutaj przede wszystkim zastępcze nazwy Boga, diabła, śmierci, umierania i zabijania oraz niebezpiecznych lub wstydliwych chorób (por. A. Dąbrowska 1992:124).
Pomimo tego, że przyczyny występowania tabu dotyczące magii czy strachu zrodziły się wśród ludów prymitywnych, są bardzo wyraźnie widoczne również dziś. Temat śmierci jest nadal objęty tabu, nie tyle w mediach, co w bezpośredniej rozmowie dotyczącej śmierci. „Śmierć jest nadal wielkim tabu. Odgradzamy się od niej milczeniem, licząc, że może milczenie ją zmyli i omijać będzie nasze życie. Znacznie łatwiej przyszło nam złamać tabu seksu, kazirodztwa, nawet samobójstwa. Są to już tematy, o których się mówi. Są to problemy goszczące w gabinetach specjalistów. Ale zjawisko śmierci przeraża nas na tyle, że za wszelką cenę i jak najdłużej unikamy rozważań i rozmów na jej temat”22. Anna Krawczyk-Tyrpa podaje szereg przykładów unikania nazw śmierci: „kostuch, kostucha, chuda, sucha, ona, Baśka, biała, prusaczka. (…) W polskiej kulturze ludowej śmierć powszechnie uznawana jest za osobę, a nie za zjawisko (ustanie czynności życiowych organizmu). Zaskakujące są świadectwa wiary w śmierć – istotę żyjącą, poruszającą się, zagrażającą całkiem realnie. (…) obfitość określeń zaimkowych, peryfrastycznych i innych zastępczych świadczy niewątpliwie o tabu nałożonym na śmierć – nazwę zjawiska najgroźniejszego i budzącego największy lęk w ludziach (A. Krawczyk – Tyrpa 2001:74-76).
O ile śmierć obłożona jest tabu, zjawisko umierania wśród prostych ludów przyjmowane jest jako coś naturalnego. Współcześnie jednak unikamy tego tematu i łagodzimy różnymi zastępczymi określeniami.
W kulturze naszej bardzo silnie zakorzenione jest tabu śmierci. Poczucie strachu związane z nieuchronnością jej nadejścia, a także niewiadoma losu po śmierci powoduje, że mówimy o niej z lękiem. Czasem jednak nie możemy nie mówić o umieraniu. Zwykle w takich sytuacjach, świadomie lub nie, używa się określeń mogących pomniejszyć grozę, „oswoić” śmierć, np. przez żartobliwy lub ironiczny dystans: pójść do Abrahama na piwo, wyjść nogami do przodu, wynieść się na tamten świat. Odsunięcie się od niemiłej problematyki, zwiększenie dystansu między nią a mówiącym, osiąga się poprzez pogardliwe lub lekceważące nacechowanie określeń – wyciągnąć kopyta, strzelić w kalendarz, przekręcić się, odwalić kitę. Czasem łagodzenie sformułowań dotyczących śmierci polega na stosowaniu określeń bardzo ogólnych, o szerokim zakresie znaczeniowym i – naturalnie – małej zawartości treściowej. Tylko kontekst (konsytuacja) sprawia, że wyrażenia takie rozumiane są jednoznacznie – stało się coś złego, coś najgorszego, wydarzył się straszny wypadek. A oto inne eufemistyczne nazwy śmierci i umierania – koniec, skończyć życie, przejechać się na tamten świat, pójść do piachu, do Bozi. W odniesieniu do nazw zabijania dużą rolę eufemizującą w języku potocznym pełnią tzw. zapożyczenia wewnętrzne, czyli określenia zaczerpnięte z innych odmian języka. W analizowanym materiale są to głównie wyrazy pochodzące z gwary więziennej i przestępczej, które przeszły do mowy potocznej i są ogólnie znane, np. uziemnić, sprzątnąć, unieszkodliwić, załatwić (A. Dąbrowska 1992:125-126).
W codziennym życiu często spotykamy przykłady eufemizowania nazw Boga, imienia Jezusa, czy Matki Boskiej, np. o jeny, o bońciu, jak bogackiego, rany Julek.
Praprzyczyną tabuizowania nazw Boga jest, miedzy innymi, chrześcijańskie przykazanie Nie będziesz wymawiał imienia Pana Boga twego nadaremno. Chodzi tu nie o modlitwy czy rozmowy o Bogu, lecz inne sytuacje, Np. zaklęcia. Mówiący zaklina się, że to, co mówi jest prawdą, a potwierdzeniem jego prawdomówności ma być przywołanie Boga na świadka. Wyraz Bóg ulega różnym zniekształceniom, przede wszystkim fonetycznym. Zastępnikami są wyrazy, których brzmienie – przynajmniej nagłos – zbliżone jest do słowa zastępowanego, np. jak boga-tego kocham, jak boga kocham, jak babcię kocham, jak Bozię kocham (w tym wypadku dodatkowym czynnikiem eufemizującym jest zdrobnienie). Imię boskie może być´ eufemizowane również w wykrzyknieniach. W takim wypadku substytucji lub elipsie ulega cały drugi człon – o rany koguta, ranyściewy, rany gorzkie, rany kasza, rany. W jednym wypadku wyraz Bóg ulega deformacji fonetycznej – jej Bohu. O jejku, o jojku tylko nagłosem przypominają imię Jezus. Imię Matki Boskiej zastępowane bywa łacińskim odpowiednikiem – Mater Dei lub zamilknięciem po wykrzyknieniu wyrazu Matko! (A. Dąbrowska 1992:125).
W Słowniku eufemizmów polskich A. Dąbrowskiej znaleźć można także kilka interesujących przykładów:
„Maryana – Maria. Dawny eufemizm, wprowadzony w miejsce imienia Maria, na które kiedyś było nałożone tabu. Pojawiło się ono „wobec presji szerzącej się mody (…) wśród sąsiadów zarówno greckiego, jak i łacińskiego obrządku”.
(O) Jeżu kochany/ Jeżu święty – (o) Jezu kochany. Zniekształcenie fonetyczne, Rzadkie.
(O) Rany – rany Boskie. Urwanie, opuszczenie drugiego wyrazu.
Rany gorzkie – rany Boskie” (A. Dąbrowska 2005:234).
W wielu krajach, jak np. Niemcy, Polska Francja spotyka się nadal ograniczenia w nadawaniu imion Jezus i Maria. Przy chrzcie zabronione jest nadawanie imienia Jezus (por. B. Walczak 1988:54). „Imię Jezus jest w języku polskim tabuizowane na dwa sposoby. Po pierwsze – przez cześć dla Zbawiciela nie nadaje się tego imienia chłopcom. Po drugie – Kościół zaleca ograniczać wymawianie tego imienia w mowie codziennej i stąd pochodzi cała seria eufemizmów gwarowych: jezero, jezeryna, jerum, jezoro, jenu, jeny, jenuszku, jejku” (A. Krawczyk – Tyrpa 2001:35-37).
Związane jest ze strachem, jako przyczyną tabuizowania.
Tabu imienia diabła występuje w mowie potocznej rzadko. Zarysowuje się wyraźna różnica między gwarami, w których prawie wszystkie nazwy diabła mają lub miały charakter eufemizmów. Dużo ich było też w staropolszczyźnie. Współczesny język potoczny stosuje eufemistyczne nazwy diabła w przekleństwach: do diaska, niech go dunder świśnie, pal licho, do licha (ciężkiego), zły duch (kogoś opętał). Bardzo ładną peryfrazę usłyszałam w krótkim dialogu, zawierającym znane powiedzenie Jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy:
A: Zawsze, jak się człowiek cieszy...
B: ... to się cieszy ten, co jest czarny...
A: ... i ma rogi.
Tabuizowanej nazwy nie wymieniono, peryfrastyczny opis jest jednak tak dokładny, że wyklucza możliwość pomyłki ( A. Dąbrowska 1992:125).
Diabeł rzeczywiście nie stanowi współcześnie tabu, jednak „w materiałach gwarowych znajdują się ślady traktowania diabła bardzo serio, jako konkretnej osoby(…). Wypowiadając słowo DIABEŁ, człowiek ryzykuje przywołanie rzeczywistego diabła. Działa to jak zawołanie po imieniu(…). Z niektórych przekazów wynika, że nawet użycie słowa DIABEŁ w skostniałej, sfrazeologizowanej konstrukcji ma moc przywoływania desygnatu, niezależnie, a może nawet wbrew intencji nadawcy (A. Krawczyk – Tyrpa 2001:45).
Ciekawe przykłady eufemistycznych określeń diabła podaje A. Dąbrowska:
„aniołek z różkami (rogami) – diabeł, diabełek. Częsta ironiczno – humorystyczna złagodzona nazwa diabła, stosowana zwłaszcza w odniesieniu do niezbyt grzecznych dzieci.
anioł upadły – diabeł. Podniosłe. Określenie biblijne. Według Biblii diabeł to zbuntowany przeciw Bogu anioł, który został strącony do piekieł.
kusy – znane od staropolszczyzny. Dziś w gwarach.
diasek – diabeł. Częste w okresie staropolskim. Eufemizowanie przez zniekształcenie wyrazu zastępowanego. Dziś w przekleństwach, np. Do diaska!” (A. Dąbrowska 2005:234-235).
Strach przed wypowiadaniem nazw chorób wiąże się z ich antropomorfizowaniem. Choroba kojarzona była z żywą istotą, dlatego unikano stosowania nazw, aby ich nie przywołać. „Strach przed chorobą, wiara w jej ludzkie właściwości (zdolność słyszenia i rozumienia mowy) powodowała nałożenie na słowo CHOROBA tabu. Przekroczenie zakazu dawało w konsekwencji taki efekt, że leksem CHOROBA powiększał zasób przekleństw (A. Krawczyk – Tyrpa 2001:89).
Lęk przed chorobami i używaniem ich nazw to tabu pierwotne, czyli lęk przed nieznanym.
Dla wielu chorób szukano świętych patronów, stąd np. choroba św. Wita (epilepsja). W toku dziejów, wraz z postępem medycyny, malała liczba groźnych chorób o nieznanej proweniencji. We współczesnym świecie liczba ta zmalała do niewielu, m.in. raka i AIDS. Dlatego też najchętniej stosujemy wobec nich całkowite tabu w planie treści, a jeśli już jesteśmy przez okoliczności zmuszeni do mówienia o nich, staramy się nie używać nazw wprost. Nie zanotowałam wielu przykładów eufemistycznych określeń raka. Oto one – cos´ poważnego, złego; niewesołe sprawy; lepiej nie mówić. Rozbudowaną peryfrazą jest ten, co do tyłu chodzi, przyszedł do niego. Więcej jest eufemistycznych nazw chorób wenerycznych. Eufemistyczne określanie tych dolegliwości ma już długą tradycję w języku polskim. Są trzy powody stosowania nazw kamuflujących: początkowo były to choroby groźne i nieuleczalne, dominował więc lęk przed przywołaniem ich nazwy i to jest powód pierwszy. Drugi – to panujące w opinii społecznej przekonanie, że choroby weneryczne są wynikiem złego prowadzenia się, a więc należy się ich wstydzić. Trzecią przyczyną jest atakowanie przez te choroby tych części ciała, na które nałożone jest tabu spowodowane wstydem oraz przestrzeganiem pewnych norm kulturowych. Obecnie kiła i rzeżączka są chorobami uleczalnymi, nie rozprzestrzeniają się w formie epidemii. Liczba zachorowań jest więc mniejsza, zmalał strach przed nieznanym i nieuleczalnym. W tradycji językowej zostało jednak dużo – zwłaszcza w biernym zasobie leksykalnym – określeń zastępczych, będących w większości wyblakłymi eufemizmami, np. dyskretna, francuska, dworska, kawalerska choroba. Część nazw, zwłaszcza wywodzących się ze środowiska studenckiego – jest wyraźnie żartobliwa, a nawet pieszczotliwa – np. deminutiva kiłeńka, synio, syfilisik, trynio czy wyrażenie stylizowane na termin medyczny – syfilis autenticus (SGS). A oto inne potoczne nazwy chorób wenerycznych: grypa społeczna, cyprys, trabant, gołąb (SGS), tryń, wiaterek zupełny (SGS) (A. Dąbrowska 1992:126-127).
Ciekawym przykładem zakazu językowego spowodowanego strachem i magią językową jest język łowiecki.
W słownikach występują wyrażenia , które nie powstały ani z potrzeby nazwania czegokolwiek, ani z potrzeby utajniania komunikatu. Chodzi głównie o synonimy, takie jak: niedźwiedź, bury, wytrzeszczak. Ich powstanie można wytłumaczyć tzw. magią językową (utożsamianiem nazw zwierząt z nimi samymi) i będącym jej konsekwencją tabu językowym. Wyrażenia te to efekt zakazu wymawiania właściwej nazwy zwierzyny, spowodowany strachem przed tym zwierzem, bądź zabobonną obawą przed spłoszeniem zwierza, na którego się poluje. Takie czynniki miały wpływ na wytworzenie się wyrazów zastępczych, które w sposób bezpośredni kojarzyły się ze zwierzęciem. Słowo niedźwiedź, rozpatrując termin przez pryzmat gramatyki historycznej, to dosłownie ten, który je miód. Podobne zabiegi towarzyszyły nadawaniu nazw innym groźnym zwierzętom. Paraliżujący strach spotęgowany złowieszczą opinią sprawił, że wilka nazywano burym. (…) O tym jak duże emocje towarzyszyły wierzeniom i obawom, nie tylko przed spotkaniem tego zwierzęcia, ale także przed samym wypowiadaniem jego nazwy, niech świadczą liczne przysłowia, które mają wyraźnie zabobonny charakter: „O wilku mowa a wilk tu”; „Nie wywołuj wilka z lasu”. Tabu dotyczyło również nazw części ciała zwierząt, dlatego oczy, zęby, ogon zastąpiono lampami, kłańcami i polanem. Wierzono również, że częste wypowiadanie nazwy zwierza, na którego się poluje, skazuje myśliwego na niepowodzenia. Prawdopodobnie dlatego nazywano zająca kopyrą, śpiochem czy wytrzeszczakiem. Praktykowaną w dawnych czasach metodą było nazywanie zwierząt imionami ludzi, stąd choćby miś, którego zwano ongiś Michałem. Również słynny przysłowiowy Filip z konopi, którym określa się dziś osobę zachowującą się niezrozumiale czy nieodpowiednio w danej sytuacji, to nic innego jak zając, który wyrwał się dopiero co z lnianych sieci stawianych w celu odłowu tego zwierza23.
skomentowano: 2018-06-19 22:40:54 przez: Jakub
Copyright © 2008-2010 EPrace oraz autorzy prac.